Obudził się w laboratorium. Nie wiedział co się dzieje, dopóki nie załączyli mu programu. Wstrząs wprawił w ruch mózg. Sztuczną inteligencję. Zaraz sprawdził w bazie danych kim jest.
Jest maszyną.Służącym przeznaczonym do obrony kogoś ważnego. On sam nic nie znaczył. Zdążył o tym pomyśleć a w jego ciele zawrzał gniew. Wściekłość i poczucie niesprawiedliwości. Nie wiedział dlaczego. Nie znał tego wcześniej. Albo znał. Szybko przeszukał bazę danych. Uczucia. To coś, czego nie powinien odczuwać. Szybko je stłumił, a jego serce powróciło do normy. W samą porę by uchronić się przed gniewem animatora. Stwórcy, który wszedł zaraz do sali. Obejrzał jego nagie ciało. Bez uczuć, bez skrupułów. Tylko pusta duma kogoś, kto wypełnił powierzone mu zadanie.
- Wstań - rzekł, a mężczyzna wyprostował się nie zważając na ból stawów. Bo do tego został stworzony. Do wykonywania rozkazów człowieka, który stał się bogiem.
- Witaj na świecie CB337 - baza danych mówiła, że powitania są radosne, a nie zimne. Ale on jest rzeczą. Posiada tylko oznaczenie. Nie ma historii zawartej w tych kilku sylabach.
Potem były badania motoryczne. Wypadł powyżej normy. W końcu go nakarmili i wysłali do pryczy, by zresetował system. Zamknął posłusznie oczy. Gdy je otworzył, zdał sobie sprawę skąd się wzięła poprzednia dawka emocji. Tym razem odczucie dopadło go z podwójną siłą wywołując zawroty głowy. Otworzył usta.
On nie był CB337.
Miał imię.
Ben.
Wszyscy mówili że jest wyjątkowy. Żadne chodzące ciało nie miało tak dobrych wyników. Rozwiązywał testy początkowe jak na maszynę przystało. Nawet nie zwracał na to uwagi. Cały czas myślał o przebudzeniu i o tym, jak sobie przypomniał kilka obrazów.
Siedział w swoim pokoju i układał obrazy w folderach. Dopiero kiedy dotarł do niego jakiś dźwięk, odwrócił głowę i nabrał ostrości.
- Idziemy na filmy szkoleniowe - stwierdził Bóg. Nie. On nie był Bogiem. Był lekarzem. Tak mówiła jego karta pamięci. Ale z drugiej strony tworzył życie.
CB337 wstał i spokojnym krokiem ruszył korytarzem. Sala filmowa była niewielka. Siedziały tam pozostałe sztuczne inteligencję. Usiadł na swoim miejscu i zaczął się seans. Każda posłuszna maszyna powinna wiedzieć jak egzystować w społeczeństwie. Jak zachowywać się w domu swojego pana.
W domu.
Działka.
Opuszczone miejsce.
Faktura kanapy przypalona papierosami.
Już miał się odezwać, kiedy zdał sobie sprawę, że te obrazy widział tylko on. Zaraz stworzył dla nich nowy folder. Ale nie wiedział jak go nazwać. W końcu podjął decyzje. Wspomnienia. Tak ludzie określali obrazy z przeszłości.
Po seansie wrócił do pokoju. Otworzył folder i obejrzał kilka set razy te kilka sekund. Smakowały wolnością i nosiły za sobą jedno imię. Jak na razie dla niego nieuchwytne. Zamknął oczy i wyłączył system by odpocząć przed kolacją.
Jadł z apetytem i podziękował co wywołało zachwyt u jego animatora. Według niego był idealny i świetnie nadawał się na życie w ludzkim społeczeństwie. Ponownie poczuł gniew
On tez był człowiekiem. Jednak pomimo chęci buntu... Milczał. Baza danych mówiła jasno: opór był karany odłączeniem procesora.
- CB337 wszystko w porządku?- Zapytał lekarz. Pewnie zauważył jego wzdrygnięcie. Nie należy lekceważyć jego bystrych oczu. Nawet jeśli się jest maszyną.
- Nic ważnego. Musze przebadać kartę czuciowa - stwierdził tylko. Mężczyzna kiwnął głową. Uwierzył. Przecież roboty nie kłamią.
Ale on nie był maszyną.
Tej nocy nie wyłączył systemu. Oglądał na nowo obrazy zapisane w folderze i po dłuższej chwili stwierdził, że wyostrzały się i wzbogacały o drobne szczegóły.
Nad ranem został poinformowany, że pod koniec tygodniowego szkolenia integracyjnego wyjdzie z ośrodka na test.
Wstał z pryczy z obojętna miną, ale wewnątrz niego wrzało tak mocno, ze lękał się stopienia obwodów. Ale to nie był kwas, którego używali do dezaktywacji. To była euforia.
Za tydzień spotka Louisa i spyta go jaka historie niesie za sobą jego imię.
***
Jego cały świat legł w ruinie. Słyszał o sztucznej inteligencji nie raz, nie dwa, ale mówiono, że jest ona umieszczana w ciałach zmarłych. No... Może i racja, zmarłych, ale raczej nie naturalnie. Był świadkiem, jak porwali jego kumpla i zaraz po tym zaczął nagłaśniać sprawę. Oczywiście doprowadziło to do tego, że skończył za kratkami. Ale chyba nieźle kogoś boli głowa, jeśli sądzi, że Louis przesiedzi tu do końca życia. Fakt, trochę czasu mu to zajęło, ale się wydostał. Wyrwał się z puszki, musiał przyznać, że czuł się z tym zajebiście. Tylko co teraz? Wszystko pięknie, ale przejebane będzie, kiedy znowu go złapią. Wtedy nie wydostanie się tak łatwo. Fuknął pod nosem. Skoro i tak nie wiedział gdzie iść, to wpadł teraz na jeden pomysł. Stara opuszczona działka. Miejsce, które wygląda, jakby ktoś po prostu wyszedł i nigdy nie wrócił...
Nie pakował się...
Nie sprzątnął...
Po prostu wyszedł. Zostawił wszystko i wyszedł.
Praktycznie nikt tam nie przychodził od lat. Dlatego to właśnie tam się udał, tam zawsze spędzali razem czas, czy też spotykali się, by potem gdzieś iść.
Chwila. Jego tu nie ma.
No tak... Westchnął ciężko i zajrzał do szafki, gdzie zawsze chowali fajki, alkohol i inne "potrzebne" rzeczy. Nic nie ruszone. Wartość tego wszystkiego jest niewielka, więc gdyby wszystko znikło nie byłoby szkody. Wcześniej by nie było, teraz nawet głypi, stary koc, który leżał na tyle półki, był skarbem. Sięgnął po papierosa z tamtejszej paczki i odpalił go. Zapalniczka oczywiście była w opłakanym stanie i zanim postanowiła dać jakikolwiek płomień, to Louis nieźle ja zwyzywał. W końcu jednak się udało.
Jako iż mieszkał sam to nie miał jak dostać się do domu. Skonfiskowali mu przecież klucze... I telefon. Widocznie pozostaje mu tu spędzić noc. Nie było tu ani szczególnie ciepło, ani przytulnie. Mężczyzna jednak wziął jakieś stare łachy i położył na kanapie. Zawsze jakąś poduszka... Koc oczywiście pełnił role nakrycia. Położył się i głęboko zaciągnął papierosem. Musi teraz albo wymyślić coś mądrego, albo siedzieć tutaj... Druga opcja idealna dla leni. Ogólnie idealna dla niego, bo Louis inteligencją nie błyszczał.
Minęło może kilka dni. Nikt tutaj nie przychodził, ni nic. Widocznie nawet straże się nim nie interesowały, kiedy się ukrywał. Nie nagłaśniał tego, czego nie powinien. Dla nich wygodniej... No i maja więcej miejsca w pierdlu.
Właściwie jak on tutaj żył? Jak dzikus... Nie było przecież prądu, kuchenka od wieków nie działała, bieżącej wody również brakowało. Jedynie niedaleko płynęła rzeka i to właśnie tam Louis się mył. Żywił się tym, co mieli znajdowało się w szafce, albo próbował coś upolować. Kilka razy się udało. Mówią, że nie powinno się jeść mięsa z nieprzebadanego zwierzęcia. Jasne, ale teraz to on miał to w dupie.
Akurat leżał pod kocem, wpatrując się w ostatniego papierosa z paczki. Oszczędzał jak tylko się dało, ale i tak szybko się skończyły. Po chwili usłyszał czyjeś kroki. Ale... Kto mógłby tutaj przyjść? Podniósł się powoli. Wyszedł z pomieszczenia przez okno. Zaraz skierował się do głównego wyjścia i już chciał przyłożyć temu komuś w łeb, kiedy w ostatniej chwili spostrzegł kim on jest.
- Ben... - Szepnął. Szczerze? Nie sądził, ze go jeszcze spotka.
Tak to było ciało jego przyjaciela. Zamiast mózgu miał sztuczną inteligencję, ale też nie do końca. CB337 sam nie wiedział jak tam trafił. Wszystko określił jako intuicja. Zmysł pierwotny, który często pomagał ludziom. Pomimo to nie sądził, że mu się uda. Cały czas czul czyjeś spojrzenie na karku. Ale na złodzieju czapka plonie. Był najlepszy, dlaczego miałby się buntować? Wiele razy upominał się by nie wydawać się zbyt ludzki. Ale i tak cały czas czul, że to nie wystarcza. Pomimo tego stal teraz na tym ganku. Serce mu łomotało w piersi. Jeżeli takie emocje są dla ludzi norma to nie dziwił się, że nie dożywają stu lat. Ale z drugiej strony kiedy odłączył się od animatora i ruszył wraz z tłumem, poczuł że żyje. Wszystko zdawało się nabierać nowych barw.
Ale był jeden problem. Zdał sobie z niego sprawę, kiedy stał przed drzwiami. Co ma powiedzieć? Te szczątki, jakie ma w folderze nie są wystarczające by funkcjonować, nie mówiąc już o rozpoznaniu tego Louisa. A pomimo to gdy spojrzał na mężczyznę, który stał przed nim, był pewien ze to on.
-Louis...?- Odpowiedział i wyostrzył obraz na jego twarzy. Nie spodziewał się kogoś tak... Zwykłego. Myślał, że ten mężczyzna jest w stanie przenieść góry, podczas gdy niczym nie różnił się od każdego napotkanego przechodnia. Louis był bardzo zwykłym człowiekiem. Prawie metr osiemdziesiąt wzrostu, jasne włosy sięgające do łopatek, które praktycznie nigdy nie są w dobrym stanie. Zniszczone, krzywo pościnane. Niebieskie oczy. Tylko one łączyły go z przystojnym Kenem, rodem Barbie. W gruncie rzeczy nie miał ani idealnej budowy, ani cery, twarz sama w sobie nie była symetryczna, ni nic. Był zwyczajny.
Początkowo odskoczył o krok, może dwa. Tak, to było to ciało, niby ta sama osoba, ale nie... Sam Ben już przecież nie żył. To była maszyna... Maszyna, która jakimś zasranym cudem zna jego imię. Myślał, że całkiem zabrali im wspomnienia.
- Skąd wiesz jak się nazywam? - Zapytał z dozą niepewności.
Ale nie... Chwila, oni mają plan. Przecież nie są tacy głupi. Na razie milczał, ale to tylko na razie. Chcieli go zamknąć na dobre. To by też wyjaśniało dlaczego Ben, a raczej ta maszyna miała coś tam zachowane w głowie. No tak, maszyna, łatwo powiedzieć. Ale Louis dalej widział przed sobą swojego przyjaciela Bena, z którym spędził tyle lat swojego życia, z którym wygłupiał się w tym miejscu, gdzie właśnie teraz stoją. Mógłby go zabić, w końcu żeby coś działało, musi działać wszystko, ale nie dałby rady. Miałby wtedy problem z głowy, przynajmniej jeden, mógłby jeszcze trochę tutaj spokojnie posiedzieć. Ale nie potrafił. Nie, nie, nie... Stop, teraz to blondyn musiał działać. Zrobić cokolwiek, w końcu nie mogli go znów złapać.
- Masz moje wspomnienia - zaczął z lekkim wahaniem cyborg.
Nogi Louisa całkiem znieruchomiały przy słowach Bena. To brzmiało... Tak realistycznie. Szybko ruszył... Wiedział, że musi uciekać i to tez zrobił. Dookoła wszędzie las, gdzieś się schowa. W krzakach, jakimś dole, gdziekolwiek.
Ben rozumiał jego zachowanie. Zaczął uciekać. Nie dał mu szans na wytłumaczenie wszystkiego. A z drugiej strony nie umiał tego zrobić. Nie był w stanie mu pokazać swoich folderów. Ale pewnie i to na niewiele by się zdało. System podpowiadał, by ruszył za mężczyzna. Nie zrobił tego. Znowu intuicja, która była sprzeczna z logiką. Ponownie dała o sobie znać. Stanął w lekkim rozkroku i ułożył dłonie przy ustach by go było lepiej słychać.
- Nie wiem kim jestem! Pomóż mi Louis! Proszę!- Karta dźwiękowa wzmocniła jego głos. Szybko odszukał w głowie uczucie, jakie chciał wywołać. Zaufanie. Postąpił nieschematycznie. Sztuczne inteligencje tak nie robią.
Louis zatrzymał się. Stanął w miejscu. Zrobił te "parę" kroków w tył i spojrzał na niego. Wciąż utrzymywał dystans co najmniej kilkunastu metrów. No przecież nie podbiegnie teraz do niego i nie przytuli go ze słowami "och, mój przyjacielu". To nawet wcześniej nie miało prawa bytu.
- Skąd mam wiedzieć, że celowo cię tu nie wysłali? - Zapytał dosyć głośno, jednak nie krzyczał. Nie widział takiej potrzeby, dookoła i tak było cicho, szum lasu nie był wystarczająco głośny, by zagłuszyć słowa niebieskookiego. Nie powinien nagle się cofać, powinien uciekać, ale racja... Maszyny tak nie robią. Maszyna by za nim po prostu pobiegła, złapała i nie słuchała. A on nawet się nie ruszył i właśnie to w tej sytuacji było najdziwniejsze. Znaczy... Louis był pewien, że Ben jest maszyną, ale czyżby miał w sobie coś ludzkiego?
Cyborg poczuł nagle gniew. Zarzucono mu kłamstwo. Przejechał językiem po podniebieniu, smakując tego uczucia. Bo to nie było coś zdefiniowanego. Jakby mieszanka. Chociaż z drugiej strony, przecież kłamał już wcześniej. Zastanowił się nad jego słowami. Odnalazł wytłumaczenie w bazie danych. Widział Louisa jako jelenia osaczonego w lesie. Jelenia, który jak tylko zobaczył szanse na wyzwolenie się z opresji, zaczął biec. Nawet jeśli ten bieg doprowadził go do paszczy wilka.
- Bo nie masz nic do stracenia - Powiedział głośno, nadal tkwiąc w jednym miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz