Czasem, po dwóch latach indywidualnej nauki trzeba wrócić do szkoły. Do szkoły, w której nie byłeś nigdy w życiu. A teraz rocznikowo jesteś w trzeciej klasie liceum i dopiero tam idziesz. Pierwszy raz w życiu zobaczysz tych ludzi, odwykłeś od porannych pobudek, od siedzenia na lekcji, od przychodzenia codziennie w to samo miejsce. Już prawie zapomniałeś jak to jest. Właśnie taką sytuację miał Alex. Dwa lata to nauczyciele przychodzili do niego, a on nie musiał przychodzić do szkoły. Dlaczego? Dwa chromosomy X, a tym samym wiele kobiecych cech wprawiło go w okropne kompleksy, co poskutkowało depresją. Tak, chyba tak to nazywają. Jednak teraz Alex nie był już zakompleksionym nastolatkiem.
Zaczęło się od niewinnych zabaw. To koleżanka poprosiła go o założenie sukienki, to go ktoś pomalował, to mu założyli perukę. Początkowo był z tego powodu zły, jednak z czasem, gdy przebywał w pokoju lubił po prostu założyć łaszki z damskiego działu. Ku własnemu zdziwieniu czuł się wtedy znacznie lepiej. Wyglądał jak stuprocentowa kobieta, której jedynie brakuje biustu, a nie zniewieściały chłopiec. Pojedyncze przebieranki zmieniły się w ogólny styl bycia i choć Alex uważał się za mężczyznę to w kiecce i długich włosach czuł się znacznie lepiej. Kompleksy? A co to? O nich również już zapomniał. Wracając jednak do liceum, wstał rano i ubrał się. Czarna plisowana spódnica, czarne zakolanówki i biała koszula z delikatnym zdobieniem przy kołnierzyku. Na stopach jak zwykle miał czarne, skórzane botki na platformie, gdzie sam dodatkowy obcas miał może centymetr, czyli tyle ile nic. Włosami albinosa zajęła się Rosa. Pani Koszmar zamieszkująca willę. Była dla Alexa niczym matka, siostra i przyjaciółka razem wzięte. Przypierdoliła mu, kiedy trzeba było, zadbała o to, żeby w końcu normalnie się odżywał, ale i pomogła w jakiś głupotach. No na przykład właśnie teraz! Spod jej małych raczek wychodziło milion pięćset sto dziewięćset warkoczyków, które ostatecznie ułożyła w jedną całość. Fryzura rodem epoki wiktoriańskiej. Razem poszli na rozpoczęcie, które oczywiście dotyczyło tylko Alexa. Rosa była troszkę... zbyt stara na szkołę. Weszli do budynku. Dziewczyna została w szatniach, gdzie schowała się gdzieś między kurtkami. Wystawały jej jedynie nóżki. Chłopak tym czasem udał się na salę gimnastyczną, gdzie odbył się cały apel, wszystkie oficjalności i inne takie. Później wraz z nauczycielem powędrowali do klasy, gdzie już w luźniejszej atmosferze się przywitali. Jako, że w tym roku był jeden nowy uczeń, to wychowawczyni poprosiła Alexa o powstanie.
- Alex Lawrence. Powiesz nam coś o sobie? Jakie masz zainteresowania? - Zapytała miłym i sztucznym, aż do porzygu, głosem. Nic dziwnego, że albinos szybko nabrał niechęci do kobiety. Ta sztuczność u ludzi go denerwowała. Jednak wstał z krzesła, patrząc na nią z równie sztucznym uśmiechem.
- Sądzę, że nie mam czego o sobie opowiadać, jeśli ktoś będzie chciał mnie poznać to podejdzie osobiście - odparł wręcz przesłodzonym głosem. Już miał dość tej atmosfery. Nauczycielka angielskiego, bo tego przedmiotu właśnie uczyła, przytaknęła tylko. Dobrze, że przynajmniej nie jest natrętna, wtedy byłby problem. Luźna pogadanka dobiegła końca. Alex wraz z reszta klasy wyszedł z sali i zobaczył Rosę z czyjąś kurtką na głowie, sięgającą jej do kolan. Na buzi dziewczynki widniał szeroki uśmiech.
- Alex... czekam, i czekam, i czekam, i czekam... i się nudzę! - Ostatnie słowo znacznie bardziej przeciągnęła. Dziewczyny z klasy od razu zachwyciły się Różyczką, a raczej jej uroczą buziuchną i zachowaniem. No tak, dziewczyny lubią urocze dzieci, a Rosa na takie dziecko właśnie wyglądała. Tylko nim nie była.
- No przecież jestem. - odparł, przewracając oczami. - I nie wiem komu zabrałaś kurtkę, ale ją oddaj i chodź - mówiąc to, sam skierował się w stronę szatni. Tym czasem Rosa oddała kurtkę jednemu chłopakowi, który wybałuszył na nią oczy. No biedak nie spodziewał się, ze białowłosy karakan przyniesie mu kurtkę.
- Masz - stwierdziła i pobiegła za albinosem, który aktualnie tylko czekał. Oczywiście, że nie brał ze sobą żadnej kurtki, ni bluzy. Było przecież ciepło, nie widział w tym sensu. Ale dobra, inni wiedzą lepiej! - Fajna klasa? - Zapytała po chwili białowłosa. Alex zacmokał językiem z dezaprobatą. Wychodząc złapał ją za rękę, żeby w końcu poszła za nim.
- W chuj - odpowiedział najkrócej jak się dało. Nie należał do tych osób, które zachwycają się nową klasą, szkoła i nauczycielami. Był na to obojętny. Wyszli z budynku i gdy odeszli kawałek, albinos wyjął z kieszeni koszuli papierosa. Tak, wziął tylko jednego, gdyż całej paczki nie miał gdzie zmieścić. Te kieszonki na piersi może i by zmieściły całą paczkę, ale źle by to wyglądało, podczas gdy jednego papierosa nie było widać.
- Rosa, daj ognia - poprosił, wyciągając w jej stronę dłoń. Dziewczynka puściła jego rękę i zaczęła macać się po kieszeniach bojówek. W końcu wyjęła metalową zapalniczkę.
- Masz. Na zdrowie - burknęła i wyjęła ukradziona paczkę. Były to mocne setki, ale po tylu latach praktyk nie robiło o na niej większego wrażenia. Co? Dostanie raka? Po chuju. I tak jest już martwa.
- Dzięki - mruknął, gdy tylko dostał upragniony ogień. Odpalił tytoniową trutkę i oddał jej zapalniczkę, zaciągając się głęboko. Co z tego, że był małolatem?
- Kilka dziewczyn wydaje się fajne - stwierdziła z przekonaniem, chociaż widziała je zaledwie kilka chwil.
- Nie zwróciłem na nie uwagi, zobaczymy - uśmiechnął się lekko. Mogą wyglądać na fajne, ale w rzeczywistości nie będą nikim więcej jak głupimi sukami, które umysłowo nie wyszły jeszcze z gimnazjum. W sumie Alex tez nie był okazem wielkiej dojrzałości, ale czuł się lepszy od typowych gimbusów. Rosa jedynie uśmiechnęła się uroczo i pohopsała kilka kroków do przodu.
- A ja wiem! - wykrzyknęła radośnie, odwracając się przodem do chłopaka. Ciężko uwierzyć, że istota, której lęka się sam Szatan, potrafi być tak niewinna i urocza... No dopóki nie straci cierpliwości. Alex po raz kolejny wywrócił oczami.
- Dobrze, dobrze, skoro tak mówisz - wypuścił kolejną chmurę dymu w powietrze. Niech atmosfera zanieczyszcza się jeszcze bardziej. - A właśnie. Chciałbym, żebyś obudziła mnie jutro rano do szkoły - poprosił po chwili namysłu. Skoro powiedział, żeby go obudziła to nie powinien rano sprawiać problemów. No tak. Bo mógłby. Nienawidził porannego wstawania. Dziewczyna tylko przytaknęła na znak, że przyjęła do wiadomości. W końcu dotarli do posiadłości Mafii Nomine. Alex stawiał, że Rosa znowu ma coś do zrobienia. Intuicja.
- W czym pomóc? - zapytał, przystając na chwilę.
- Elka wróciła z misji. Muszę ją otworzyć i naprawić jej żebra i lewą nogę, bo ma złamanie z przemieszczeniem - odparła głosem, który już pasował do jej rzeczywistego wieku. No tak, białowłosa była mafijnym lekarzem, który wie wiele więcej niż lekarze na tym kontynencie... a może i planecie? Ups. Skalpelem posługiwała się z niezwykłą łatwością i już chyba nic nie było dla niej wyzwaniem.
- W takim razie daj mi chwilkę - Alex pobiegł do pokoju, gdzie przebrał się w coś luźniejszego, czego nie będzie mu szkoda, kiedy się pobudzi. Rosa tym czasem wszystko przygotowała i gdy tylko albinos wrócił, wręczyła mu do ręki fartuch, rękawiczki i maseczkę. Oczywiście chłopak nawet nie mruknął, po prostu to ubrał, będąc gotowym do pomocy.
Elka leżała na stole nakryta i za-intubowana. Na jej klatce piersiowej widać było paskudne zasinienia. Noga tez była nienaturalnie opuchnięta
- Dobra, wystroiłem się - odezwał się.
- Pięknie - odpowiedziała, przechodząc do rzeczy. - Dawaj skalpel - wyciągnęła w jego stronę rękę, w której już po chwili pojawiło się odpowiednie narzędzie. Rosa stała na stołku, by idealnie sięgać wzrostem do kobiety leżącej na stole. Zaczęła od klatki piersiowej. Rozcięła skórę i wsadziła rękę pod tkankę tłuszczową wymacując źle zrośnięte żebra. Dwa rzekome i jedno prawdziwe. Będzie musiała je wyłamać na nowo. Regeneracja Eleonory spowodowała, że zrosły się zbyt szybko.
- Weź szczypce, rozłóż skórę i nie ruszaj. Musze ja znowu trochę pogruchotać - powiedziała i oddala mu skalpel, który Alex odłożył. W danej sytuacji jedyne co robił to wykonywał polecone mu zadania. Rosa spojrzała na odsłonięte żebra. Przejechała raczka po wypukle zrośniętych kościach.
- Tutaj się zrosły nie tak... Jak połamie jej na nowo kości i ustawie w dobry sposób to się zrosną tak jak powinny- wytłumaczyła, złapała kość w drobne raczki i szarpnęła. Rozległ się trzask, a tętno Eleonory na chwile podskoczyło. Rosa spojrzała na monitor i skrzywiła się.
- Obserwuj. Jak zobaczysz, ze uderzenia przeskoczą sto na minutę to sięgnij po strzykawkę z jasnym płynem i wstrzyknij je do wenflonu - pouczyła i złamała kolejną kość, i następną. Wyjęła powstałe drzazgi. Chłopak skupiał się na biciach serca i kiedy tętno było zbyt szybkie, wpuścił płyn do krwiobiegu. W tym czasie dziewczyna już zszywała ranę.
- Przygotuj drugi zestaw i odkaź nogę - stwierdziła w końcu obserwując jak środek przeciwbólowy uspokaja serce. Zaraz ucięła ostatni koniec nici i podniosła wzrok na Alexa.
- Zuch chłopak - stwierdziła, zeszła z taboretu i przestawiła go nogą dalej.
- Ale ja nie jestem zuchem, zuchy to małe dzieciaki - zmarszczył lekko brwi, ale zaraz stało się coś niezbyt przyjemnego. Gdy tylko Rosa rozcięła skórę na nodze, posoka trysnęła jej na twarz. Zdążyła wytrzeć się rękawem gdy aparatura piknęła sygnalizując kolejne uderzenie serca i kolejna dawka krwi wylądowała na ubraniu białowłosej. Koszmar syknęła.
- Kurwa! Alex idź po dwie jednostki krwi i przynieś mi zacisk na naczynia. Mamy krwawienie z tętnicy!
- A ja wiem! - wykrzyknęła radośnie, odwracając się przodem do chłopaka. Ciężko uwierzyć, że istota, której lęka się sam Szatan, potrafi być tak niewinna i urocza... No dopóki nie straci cierpliwości. Alex po raz kolejny wywrócił oczami.
- Dobrze, dobrze, skoro tak mówisz - wypuścił kolejną chmurę dymu w powietrze. Niech atmosfera zanieczyszcza się jeszcze bardziej. - A właśnie. Chciałbym, żebyś obudziła mnie jutro rano do szkoły - poprosił po chwili namysłu. Skoro powiedział, żeby go obudziła to nie powinien rano sprawiać problemów. No tak. Bo mógłby. Nienawidził porannego wstawania. Dziewczyna tylko przytaknęła na znak, że przyjęła do wiadomości. W końcu dotarli do posiadłości Mafii Nomine. Alex stawiał, że Rosa znowu ma coś do zrobienia. Intuicja.
- W czym pomóc? - zapytał, przystając na chwilę.
- Elka wróciła z misji. Muszę ją otworzyć i naprawić jej żebra i lewą nogę, bo ma złamanie z przemieszczeniem - odparła głosem, który już pasował do jej rzeczywistego wieku. No tak, białowłosa była mafijnym lekarzem, który wie wiele więcej niż lekarze na tym kontynencie... a może i planecie? Ups. Skalpelem posługiwała się z niezwykłą łatwością i już chyba nic nie było dla niej wyzwaniem.
- W takim razie daj mi chwilkę - Alex pobiegł do pokoju, gdzie przebrał się w coś luźniejszego, czego nie będzie mu szkoda, kiedy się pobudzi. Rosa tym czasem wszystko przygotowała i gdy tylko albinos wrócił, wręczyła mu do ręki fartuch, rękawiczki i maseczkę. Oczywiście chłopak nawet nie mruknął, po prostu to ubrał, będąc gotowym do pomocy.
Elka leżała na stole nakryta i za-intubowana. Na jej klatce piersiowej widać było paskudne zasinienia. Noga tez była nienaturalnie opuchnięta
- Dobra, wystroiłem się - odezwał się.
- Pięknie - odpowiedziała, przechodząc do rzeczy. - Dawaj skalpel - wyciągnęła w jego stronę rękę, w której już po chwili pojawiło się odpowiednie narzędzie. Rosa stała na stołku, by idealnie sięgać wzrostem do kobiety leżącej na stole. Zaczęła od klatki piersiowej. Rozcięła skórę i wsadziła rękę pod tkankę tłuszczową wymacując źle zrośnięte żebra. Dwa rzekome i jedno prawdziwe. Będzie musiała je wyłamać na nowo. Regeneracja Eleonory spowodowała, że zrosły się zbyt szybko.
- Weź szczypce, rozłóż skórę i nie ruszaj. Musze ja znowu trochę pogruchotać - powiedziała i oddala mu skalpel, który Alex odłożył. W danej sytuacji jedyne co robił to wykonywał polecone mu zadania. Rosa spojrzała na odsłonięte żebra. Przejechała raczka po wypukle zrośniętych kościach.
- Tutaj się zrosły nie tak... Jak połamie jej na nowo kości i ustawie w dobry sposób to się zrosną tak jak powinny- wytłumaczyła, złapała kość w drobne raczki i szarpnęła. Rozległ się trzask, a tętno Eleonory na chwile podskoczyło. Rosa spojrzała na monitor i skrzywiła się.
- Obserwuj. Jak zobaczysz, ze uderzenia przeskoczą sto na minutę to sięgnij po strzykawkę z jasnym płynem i wstrzyknij je do wenflonu - pouczyła i złamała kolejną kość, i następną. Wyjęła powstałe drzazgi. Chłopak skupiał się na biciach serca i kiedy tętno było zbyt szybkie, wpuścił płyn do krwiobiegu. W tym czasie dziewczyna już zszywała ranę.
- Przygotuj drugi zestaw i odkaź nogę - stwierdziła w końcu obserwując jak środek przeciwbólowy uspokaja serce. Zaraz ucięła ostatni koniec nici i podniosła wzrok na Alexa.
- Zuch chłopak - stwierdziła, zeszła z taboretu i przestawiła go nogą dalej.
- Ale ja nie jestem zuchem, zuchy to małe dzieciaki - zmarszczył lekko brwi, ale zaraz stało się coś niezbyt przyjemnego. Gdy tylko Rosa rozcięła skórę na nodze, posoka trysnęła jej na twarz. Zdążyła wytrzeć się rękawem gdy aparatura piknęła sygnalizując kolejne uderzenie serca i kolejna dawka krwi wylądowała na ubraniu białowłosej. Koszmar syknęła.
- Kurwa! Alex idź po dwie jednostki krwi i przynieś mi zacisk na naczynia. Mamy krwawienie z tętnicy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz