5 maj 2016

[Mafia Nomine] Rozdział 3

Samael zaczął analizować w głowie wszystko, co dotychczas zobaczył. Szybko dodał dwa plus dwa jeżeli chodzi o Alexa. Widać było, że patrzy na niego w sposób, który do niewinnych nie należał. Może kiedyś to wykorzysta. Wygodnie jest mieć suczkę, która zrobi dla ciebie wszystko. 
Bezszelestnie ruszył na górę i powolnym krokiem wspinał się po schodach. Był środek dnia, ale w mafii panowała cisza. Połowa osób pewnie była na zleceniach, albo korzystała z kilku dni wolnego pomiędzy misjami. Przeczesał mokre włosy dłonią. Chyba powinien się ogarnąć. Tak to był dobry plan. Wszedł do swojego pokoju i rozejrzał się po surowych ścianach. Po chwili wzrok mu zszedł na walizkę. Uklęknął i wpierw zajął się ciuchami, które znalazły się szafie ułożone jak Bóg przekazał. Koszulki z koszulkami, majtki w szufladzie z bielizną i tak dalej. Potem przyszedł czas na niebieską reklamówkę. Jego prywatne rzeczy. Schował w niej kilka rysunków, nuty i zdjęcia. Poprosił by w pokoju była korkowa tablica. Szef nie widział problemu. Samael wyjął wszystko z reklamówki i zwinął ją w pęk, by zaraz schować w walizce, która z kolei wylądowała na szafie. Zaczął przypinać swoje szkice do tablicy. A kiedy już brakło mu miejsca, zaczął dekorować ścianę. Były to sceny zwyczajne. Panorama jakiegoś placu. Portret starej kobiety karmiącej gołębie, widok powyginanych groteskowo zwłok, zwykła leśna ścieżka, świat widziany z okna jakiegoś wieżowca. Jego wspomnienia. Każda jego misja i dzień z życia. Każdy kto patrzył na te rysunki mógł je wziąć za nieogarnięte i porozrzucane, ale nie Samael. On widział jakieś chore połączenie między szkicami. Każdy był inny. Przepełniony innymi emocjami, które chciał zapamiętać.
Oderwał w końcu wzrok od ściany i wyjął kolejną rzecz. Jedyne zdjęcie jakie miał. Zamknięte w ramce z ciemnego drewna. Przedstawiały uśmiechniętą dziewczynę o burzy czerwonych włosów na głowie i nefrytowych oczach. Uśmiechała się i wskazywała palcem do aparatu. Miała trochę piegów na policzkach. Była ubrana w przewiewną letnią sukienkę. Jeden kąt zdjęcia był przypalony. Wilk przymknął oczy pod wpływem emocji, które zaczęły powoli wypełzać na powierzchnie. Robiło mu się niedobrze. Szybko odwrócił zdjęcie przodem do biurka. Nie potrafił o niej zapomnieć ani pogodzić się z jej śmiercią. Potarł oczy dłońmi i westchnął ciężko próbując jakoś się uspokoić i wraz z powietrzem wypuścić ból jaki czuł. Zajął się więc dalszym rozpakowywaniem.
Westchnął i ukląkł przy nutach. Miał kilka tomów pięknych piosenek granych na pianinie i chociaż większość kartek była wymięta, poplamiona i sponiewierana na wszelakie inne sposoby – to nie potrafił ich wyrzucić. Nawet jeśli znał prawie wszystkie na pamięć. Część z nich była jego początkiem, kiedy nie wiedział jak sobie radzić, kiedy nie mógł pływać. Spojrzał na swoje dłonie. Przepracowane, pokryte bliznami i odciskami, poparzeniami po broniach i siniakami po treningach. To aż niewiarygodne, że takie dłonie potrafią jeszcze grać. Schował nuty do szuflady i rozciągnął się. Włosy już prawie wyschły, ale i tak musiał je umyć. Złapał do ręki szampon i mydło, i wszedł pod prysznic. Woda była tak gorąca tak, że praktycznie parzyła mu skórę.
Po piętnastu minutach zmusił się do wyjścia spod prysznica. Czas najwyższy. Zarzucił na siebie luźne dżinsy i podkoszulek z krótkim rękawem. Zapiął pasek od spodni, z przyzwyczajenia nakładając na niego nóż motylkowy. Po siedzibie krążyła jego siostra ze wścieklizną. Wolał się z nią, nieuzbrojony, nie konfrontować. Przetarł włosy ręcznikiem i wyszedł. Zaczął się kierować do piwnicy, kiedy Rosa złapała go za bluzkę. Skąd ona do licha się tam wzięła?
- Słuchaj kretynie musisz mi pomóc w przeniesieniu Philian - zaczęła rzeczowo i wbiła w niego wzrok, który nie należał do miłych spojrzeń i chociaż zadzierała głowę do góry by móc na niego spojrzeć to nie wątpił, że wolałby się jej nie sprzeciwiać. Kiwnął głową, a ona odwróciła się na pięcie i ruszyła do swojego pokoju. Weszła do środka i zniknęła, jak potem się okazało po prawej stronie od biurka jest parawan, którego przez cień w pomieszczeniu jest bardzo ciężko zauważyć. Wszedł za nią i momentalnie w jego nozdrza uderzył zapach spalonego mięsa. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zlokalizował łóżko, na którym leżała kobieta o czarnych włosach. Sądząc po jej aurze była wampirzycą… A po zapachu – nie uważała na słońce. Ale nie same okaleczenia były najgorsze, a fakt, że Rosa właśnie ściągała z jej ran wijące się larwy. Znał ten sposób leczenia. Robaki wyjadają martwą tkankę pozwalając żywym się zregenerować, ale i tak widok spowodował, że się wzdrygnął.
- Dobra laluś… Bierz ją i zaniesiesz do drugiego pokoju po prawej. Połóż ją na łóżku i jesteś wolny. Nic trudnego, twój móżdżek się nie wysili - powiedziała wszystko tym samym beznamiętnym tonem, ale Samael doszedł do wniosku, że ta białowłosa wiedźma chyba go nie lubi. Zrobił to, co mu kazała i szybko się ewakuował, bo fetor ran nieprzyjemnie drażnił mu nos.
Zszedł do piwnicy i bez namysłu usiadł przy fortepianie. Wpierw przejechał nieśmiało po klawiszach czyszcząc jej z dymu, po czym zagrał pierwsze dźwięki. Była to przyjemna melodia, która z chwili na chwile ożywiała. Przymknął oczy, nie musiał patrzeć, by wiedzieć co robi. Kołysał się cały podążając za piosenką jak wodzony na sznurku. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zastanowił się nad tym co ma zagrać. Muzyka od zawsze wypływała z niego, każdy kawałek, który znał miał dla niego ogromne znaczenie. Muzyka powoli go zabierała w swoje objęcia pokazując obrazy piękne, jak i bolesne. Wraz z kolejnymi dźwiękami coraz bardziej odpływał. Pierwsza piosenka jakiej się nauczył, ciągnęła wspomnienia jak na sznurku.

Dorwał się do pianina i nut. Nauczył się sam. Dzień w dzień mierzył sobie swoją małą dłoń. Nie mógł się doczekać aż stanie się na tyle długa, by sięgać wszystkich klawiszy. Robił to oczywiście po kryjomu, by nikt nie widział. Aż pewnego dnia jego siostra podpatrzyła co wyczynia. Podsłuchała jak gra i się rozczuliła. Chyba pierwszy raz w życiu zobaczył świeczki w jej oczach. Podskoczył jak chrząknęła i przerażony spojrzał na jej groźną postać. Bał się, że go wyśmieje, ale ona tylko ułożyła palec na ustach, po czym uśmiechnęła się szeroko i szczerze. Odwróciła się za chwile na pięcie i wyszła. Wtedy Samael spojrzał na swoje nuty, a potem na biało-czarne klawisze. Lekki uśmiech ozdobił jego delikatną buziuchnę, kiedy ponownie ułożył palce i zaczął grać.

Kolejna linijka. Kolejne wspomnienie, które wyłania się niepewnie jak młodzieńcza miłość, którą zresztą sobą reprezentowała.

Kiedy już pogrzebał w sobie wszelakie ludzkie cechy pojawiła się drobna dziewczyna o oczach tak błękitnych, że Samael nie potrafił myśleć o niczym innym jak o morzu gdy na nią patrzył. Nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie próbowała za wszelką cenę nauczyć się grania. Podpatrzył ją raz, drugi i trzeci. W końcu się zlitował i podszedł. Zagrał właśnie tę melodię. Grał ją często. Kiedy świat się dookoła zmieniał, kiedy piękne barwy lata się marszczyły, a drzewa zaczynały krwawić złotą krwią, by potem okryć się całunem śniegu. Pomimo mijających lat nic się zmieniało. On. Ona i muzyka. Aż pewnego dnia, przez swoją nieroztropność ją zabił. I pozostała pustka

***

Wejście do pokoju nie zajęło dłużej niż trzy minuty. Czas przyzwyczaił Alexa do wchodzenia co chwilę na trzecie piętro. Usiadł po środku puchatego, białego dywanu, który leżał blisko ogromnego łóżka, które jak zwykle było idealnie pościelone. Z jednej strony okno, z dwóch ściany, a potem dywan. Połowa jednej ze ścian przekształcona była w ogromną szafę, gdzie Albinos mieścił... wszystko co miał. W rogu przy drzwiach stało jeszcze biurko. Z jednej jego strony leżał laptop, druga zaś była zawalona pędzelkami, farbkami i częściami lalek. Jedna, jeszcze niepomalowana głowa, pudełko z nową para oczu, peruczka i całe ciało, które było nadzwyczaj dokładne. Podłoga wyłożona została brzozowymi panelami, zaś ściany zabarwione zostały na jasny odcień szarości. Tak, w pokoju było jasno, aczkolwiek nie wyglądał on jak sterylne pomieszczenie psychiatryka, czy też innego szpitala.
Albinos pokręcił się trochę, próbując znaleźć sobie zajęcie, po czym przypomniał sobie, że dawno nie ćwiczył dla samego siebie. Tylko w pracy. Podniósł się, podszedł do wcześniej wspomnianej szafy i wyciągnął szorty. Założył je i zbiegł ponownie do piwnicy. Było pusto. Otworzył drzwi do jednej z salek, których akurat nie pokazywał wilkowi. Nie widział takiej potrzeby. Nie znajdowało się tam nic nadzwyczajnego. Dwie przeciwległe ściany były pokryte lustrami, na środku zaś ciągnęła się rura od podłogi, do samego sufitu. Drzwi domknęły się same, nie hałasując przesadnie.
Alex zdjął z siebie sweter, który ewidentnie by mu przeszkadzał. Przykucnął przed magnetofonem, włączając jeden ze swoich ulubionych utworów. Spokojny, idealnie pasujący do jego nastroju.
Podszedł do rury, chwytając ją jedną ręką, by powoli ją okrążyć. Chwila, której właśnie się oddał, mogłaby trwać wieczność. Nigdy nie trzymał się określonych układów, nie potrafiłby. Jego taniec był zależny od humoru.
Podczas gdy jednego dnia wariował na rurze i robił najdziwniejsze pozycje, drugiego sunął się po niej powoli, zgrabnie, nadając ruchom melancholii.
Tego dnia nie było to ani to, ani to. Było to coś pomiędzy. Spokojny, jednak wesoły taniec, momentami szybszy, zależnie od muzyki. Jego ciało samo się poruszało, nie musiał się na tym skupiać.
Wystarczyły tylko emocje.
Dopiero po jakimś czasie spostrzegł, że stoi i kiwa się delikatnie w rytm melodii. Ale nie tej z magnetofonu... To było inne, to było prawdziwe, to było tu i teraz. Ktoś grał, a on się domyślał kto. Odszedł powoli od rury, idąc do drzwi. Uchylił drzwi, które szczęśliwie nie postanowiły wydawać dźwięków.
Nie mylił się.
Osunął się powoli na podłogę, siadając po turecku, ramieniem opierał się o framugę drzwi. Był zapatrzony w grającego mężczyznę. Znów się delikatnie kiwał, jednocześnie odpychając drzwi, które non stop się zamykały. Jak dobrze, że wilk był tyłem do niego, bo szybko by się połapał, że Alex tam siedzi i słucha.
Nie minęło nawet pół minuty, kiedy poczuł na głowie chłodną dłoń. Wiedział do kogo ona należała, spojrzał w górę, wprost w oko Rosy, wskazując jej, żeby po prostu usiadła obok. To też zrobiła.
Siedzieli razem, Alex był wręcz zauroczony melodią, wydobywającą się z instrumentu, Rosa jak zwykle nie wykazywała żadnych emocji w takiej sytuacji. Nie wiadome było, czy jej się podobało, czy nie, czy może naprawdę aż tak ją to nie interesuje.
Całą chwilę psuła jednak jedna rzecz... Drzwi. Drzwi, które same się zamykały, a nie miały na dole nóżki, która można by je zatrzymać. Fakt, mogli wstać i zamknąć drzwi, ale Alex był na to zbyt leniwy. wolał je co chwila odpychać, jednak nie miał zbyt wiele cierpliwości. Po kilku minutach, kiedy w oczach Samaela zbierały się już łzy, albinos pchnął drzwi z całej siły, które z impetem uderzyły o ścianę, by zaraz odbić się ze zdwojoną siłą. Chłopak oczywiście przekoziołkował do tyłu, Rosa teleportowała się w inne miejsce, a Samael? On momentalnie się odwrócił i patrzył oniemiały na drzwi, jak i na Alexa, wypełzającego zza nich z papierosem w ustach. Naprawdę był przekonany, że przebywał w piwnicy sam, że nikt go nie obserwuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz