- Mam... Mam życie - i kogo on próbował oszukać? Doskonale wiedział, że nie miał. Ben będzie wrogiem? Zabiją go. Będzie przyjacielem? Też umrze. W lesie czai się wiele niebezpieczeństw, a nawet jeśli nie zabije go ktoś inny, sam do tego doprowadzi. W końcu ludzie to zwierzęta stadne. Mogą żyć bez człowieka dzień, dwa, tydzień, miesiąc, ale w końcu nie wytrzymają. Oszaleją, bo ileż można gadać do drzew, które i tak nie odpowiedzą. Nieważne jak bardzo lubili by samotność.
Ben przeanalizował rysy jego twarzy. Ruchy ciała. Zaskoczenie zaczęło ustępować miejsca słabemu zaufaniu. Ben wiedział, że nie tego się spodziewa po maszynach. Odważył się zrobić krok w przód. Życie. Miał ochotę wypowiedzieć to słowo dla samego jego dźwięku. Ale wiedział, że nie ma do tego prawa. On, sztuczna inteligencja zajmująca cudze ciało... Nie. To było jego ciało. Tak samo jak Louis był kluczem do jego wspomnień.
- Też chcę żyć - powiedział w końcu. Pierwszy raz nabrał jakiegokolwiek wyrazu. Zmusił swoje mięśnie mimiczne do skurczu. Zacisnął szczęki. Nie mógł się nadziwić, ile te zwykle ruchy znaczą. Jak wielka falę emocji jest w stanie znieść za ich pośrednictwem.
Louis myślał, że wiedział wiele. Nie wiedział nic, a już szczególnie nie o maszynach. Przecież... Nie tak się zachowują. Właśnie to skłoniło go do zbliżenia się. Rozluźnił się i zrobił krok do przodu, potem kolejny. Mimo tego dalej był gotowy do zrobienia zwrotu w tył i ucieczki.
- Ja ci życia nie zwrócę, sorry stary - skrzywił się nieznacznie, zaraz go wymijając - mówiłeś coś o wspomnieniach, nie? To w tył zwrot i chodź, ja stać tutaj nie mam zamiaru - polecił, wchodząc do środka. Ben zwiesił głowę, czując się okropnie zmęczony. Wykorzystał maksymalnie swoje zdolności myślenia. Ale poskutkowało. Louis zrobił te kilka kroków. Przepuścił go w milczeniu przetwarzając wiadomość, jaka do niego dotarła.
Znów przeszedł przez ganek, potem coś w podobie kuchni i znalazł się w pokoju z popalona kanapą.
- Szybciej, bo nic ci nie powiem! - Pospieszył go Louis. Ben nie mógł powiedzieć, że ten mężczyzna się wyluzował, ale przynajmniej nie uciekał. Ruszył za nim i spojrzał na kanapę. Kojarzył ją ze wspomnień, ale teraz był na niej koc i jakieś łachy. Pełniła role łóżka.
- Tutaj mieszkasz? - Spytał, rozglądając się po zniszczonym budynku. Takie miejsca jak te, baza danych określa jako opuszczone.
- Uznajmy - Louis skrzywił się ponownie. No bo nie mógł tego nazwać mieszkaniem, ani domem, nie dało się. To po prostu opuszczony budynek, który równie dobrze mógłby zwalić się mu na głowę. W końcu to stało się już ze stodołą, postawioną tuż obok. Dach był w połowie zawalony. Druga połowa tylko czekała na swój czas, by runąć w dół.
Naprawdę nie było zbyt ciepło. A przynajmniej nie na tyle, by Louis mógł powiedzieć, że jest przyjemnie. Założył sobie koc na ramiona i odetchnął. Ben przekrzywił głowę. Nie żeby czul taką potrzebę, ale wiele osób tak robi, gdy nie rozumieją. Przyjrzał się przyjacielowi i kiwnął głową. Nie mieszkał tu od zawsze. Baza danych podpowiedziała mu, że to tylko tymczasowa kryjówka. Usiadł na kanapie i skrzyżował nogi. To też podłapał na jakimś szkoleniowym filmie. W tej pozycji czul się najlepiej.
- Co ty właściwie pamiętasz? – Zapytał blondyn. Nie... W sumie zadał to pytanie, mając nadzieje, że ten zada kolejne. Wiedział wszystko co wiedzieć powinien, znał go dobrze, ale tego było za dużo. Człowiek to nie komputer, nie potrafił tego uporządkować tak, by powiedzieć wszystko po kolei w ZROZUMIAŁY sposób.
-Pamiętam tę kanapę, ten dom i twoje imię... - Stwierdził cyborg po chwili zawahania - i swoje - dodał ostrożnie, jakby niepewny tego, co mówi. Zaraz jednak odchrząknął.
- Niewiele, ale zawsze coś... - Szepnął Louis pod nosem. Usiadł w najbardziej dogodnej dla siebie pozycji, czyli podciągnął kolana bliżej klatki piersiowej. W końcu Ben zadał pytanie:
- Znasz mnie dobrze? - Co jakiś czas się poruszał. Nie tkwił w miejscu, a przecież by mógł. Ale pomimo starań, był tak ludzki, że samo to wydawało się sztuczne.
- Tak - Louis nie zawahał się nawet na chwilę. Jasne, że znał go dobrze. Może i nie była to przyjaźń od kołyski, zaczęła się późno, bo dopiero w liceum, ale miał wrażenie, że wiedział o nim więcej niż ktokolwiek inny. Może to tylko chęć poczucia się wyjątkowym mu tak mówiła, ale naprawdę... Miał na jego temat wiedzę, często wiedział jak Ben na coś zareaguje, przeczuwał coś, zanim się to wydarzyło. Do niedawna działo to jeszcze w obie strony.
CB337 obserwował go przez dłuższą chwilę. Zaraz stwierdził, że ten człowiek zasługuje na oddzielny folder. Dopiero, kiedy wrzucił wszystkie informacje w jedno miejsce, odezwał się. Zamrugał kilka razy. O niebo łatwiej było teraz funkcjonować.
- Jak długo?- Zapytał tylko. Wyostrzył obraz i zaczął analizować pojedyncze elementy postawy Louisa. Zamknął się. Nadal mu nie ufał. Nic dziwnego. Albo też nie ufał nikomu. Nie wiedział co się stało, ale możliwe, że mężczyzna widział za dużo.
- Jak długo... - Blondyn powtórzył to pytanie pod nosem, patrząc to na niego, to na ścianę za nim, to za okno, które było obok nich. O ile można to nazwać oknem. Szyba była całkowicie wybita, jedyne co zostało to otwór w ścianie, nawet rama była rozwalona. I jak tutaj się grzać? Nie ma jak. W kuchni było trochę cieplej, ale kanapa nie chciała zmieścić się w drzwiach.
Ben kiwnął głową. Nie wiedział, czy facet pyta go o potwierdzenie słów dlatego wolał nie ryzykować, że coś przeoczy.
- Od początku liceum, poznaliśmy się w pierwszej klasie - wyjaśnił Louis - to już ponad pięć lat - niby znajomość trwa zaledwie od liceum, a jednak pięć lat to wcale nie jest tak mało. Dla Bena liceum to rodzaj szkoły występującej w wielu krajach wprowadzone przez Napoleona Bonaparte, ale na tych suchych wiadomościach kończyła się jego wiedza. Ben nabrał głęboko powietrza do płuc w wyczekiwaniu na ciąg dalszy. Już dodał do definicji, że jest to miejsce gdzie poznaje się nowych ludzi. Chciał wiedzieć jeszcze więcej.
- Opowiedz mi - poprosił w końcu bawiąc się kawałkiem koszuli.
Z czasem się dorasta i trzeba wejść na kolejny poziom nauki. Pierwszy dzień liceum, w sumie to drugi, bo to był dopiero pierwszy dzień lekcji. No tak, pierwszy dzień, a Louis już słyszał, jak ktoś na pierwszej lekcji obrabiał mu tyłek. Koleś, z którym chodził do gimnazjum. Blondyn znał go tylko z widzenia i na tym koniec jego znajomości. Ale wystarczyło kilka dawnych incydentów, żeby tamten nagle wiedział o Louisie wszystko. Miał to w gdzieś, był już na tym poziomie, gdzie plotki go nie interesowały i skupiał się na czymś zupełnie innym.
Ben z kolei kojarzył kilka osób z klasy. Nawet wybrał się na integracyjne ognisko, które Louis, przysłowiowo, olał. Ale jak zaczęło się robić zbyt wesoło to wstał i wrócił do domu. W szkole z kolei przyuważył nowego kumpla w klasie. Uśmiechnął się miło i usiadł obok niego na drugiej godzinie. Udawał, ze nie słyszy tych wszystkich plotek. Ten chłopak wydawał się po prostu... Samotny.
- Wiem, że wolne - stwierdził bez zbędnych ogródek - Ben jestem.
- Aha... - mruknął - Louis - nie miał zamiaru dopowiadać żadnych "kulturalnych" formułek. Poza tym chciał go odgonić, ale nie wyszło. Przecież była wolna ławka! Co z tego, że z przodu, ale była! Na szczęście Ben nic nie mówił, tylko siedział i słuchał, przez całą lekcję, aż nauczycielka nie musiała odebrać jakiegoś pilnego telefonu. Wtedy dopiero spojrzał się na Louisa, który cały ten czas grzebał w telefonie.
- Jesteś z zachodniego? - Spytał, mając na myśli gimnazjum. Sam chodził na tym po przeciwnej stronie miasta, ale i tak słyszał plotki na temat kumpla z ławki. I co dziwne właśnie te historyjki skłoniły go do zagadania do tego kolesia. Był ciekaw, ile z tego jest prawdą
Louis uniósł wzrok znad telefonu, spoglądając na chłopaka siedzącego obok.
- No - chyba nikt nie spodziewał się po nim wylewnych opowiedzi, prawda? Oczywistym było to, że blondyn na pytania będzie odpowiadał jednym słowem, a sam z siebie nic nie powie. Zaraz oparł głowę na ręce, z kolei łokieć na parapecie. Szybko wrócił wzrokiem do ekranu telefonu.
Ben westchnął i przeczesał włosy ręką. Z jednej strony czuł się lekko rozczarowany, ale rozumiał podejście Louisa. On sam by się odciął od ludzi gdyby go tak okropnie traktowali.
- Masz tu kilku wrogów z byłej klasy - stwierdził uprzejmym tonem, ale tak naprawdę chciał zobaczyć jak ten zareaguje. Tak to się nazywa ostentacyjne ciągnięcie za język. Ale Ben już taki był.
- No coś ty... - Louis prychnął obojętnie, wzruszając przy tym dodatkowo ramionami - jakby mnie to obchodziło... - Dodał jeszcze pod nosem. Zerknął za okno. Znowu zbierało się na deszcz, oby do końca lekcji wszystko minęło. Znów zerknął na chłopaka, ale to krótko. Można było zauważyć, że od początku rozmowy ani razu nie nawiązał z nim kontaktu wzrokowego. Nienawidził patrzeć ludziom w oczy.
Ben prychnął w ślad za nim. Przekrzywił lekko głowę szukając kontaktu wzrokowego, ale tamten ostentacyjnie udawał, że tego nie zauważa. Westchnął i odebrał wiadomość. Zaczęło się. Ktoś się spytał co on robi w tej ławce. Przewrócił oczami i schował telefon.
- Wyjdziesz zapalić na przerwie?- Zagadnął tym samym tonem co wcześniej. Może i Ben był z dobrego domu, ale jaranie to nawyk, który dopada większość nastolatków.
Louisa również, dlatego momentalnie zareagował.
- W sumie... Dlaczego nie, mogę wyjść - szybko znów przyjął obojętną minę. Papieros z kimś smakował zupełnie inaczej, niż ten wypalony w samotności. Ale nie, to nie tak, że teraz nagle go lubił. Po prostu pomysł ze wspólnym paleniem mu odpowiadał, nic więcej.
Ben uśmiechnął się ciepło, widząc jego reakcję. Czyli dobrze myślał. Chciał zaskarbić sobie zaufanie tego kolesia, bo nierzadko właśnie tacy ludzie są najlepszymi przyjaciółmi. Poza tym... Plotki zawsze wyolbrzymiają. A Ben nie chciał wiedzieć, jak to jest palić całkiem samemu. Wtedy zadzwonił dzwonek i chłopak wstał kierując się do wyjścia. Podejrzewał, że Louis będzie chciał zapalić z dala od tej całej bandy.
- Chodź za bloki - zaproponował, kierując się w stronę wyjścia.
Louis podniósł się równo z dzwonkiem i wrzucił do plecaka zeszyt, w którym i tak nic nie napisał. Z długopisem zrobił to samo. Potem go wygrzebie. Może.
- Jestem za - odparł, zakładając plecak na jedno ramię, by zaraz wyjść z nim z klasy. Szybko znaleźli się na miejscu. Przerwa miała ledwo dziesięć minut, ale nikt nie mówił, że trzeba przyjść punktualnie. Znaczy on tak nie mówił. Na miejscu po prostu wyjął papierosy i wsunął jednego do ust.
- Miałbyś ognia? - Zapytał. Nie chciał znów męczyć się z tą zapalniczką. Ben akurat wyjął papierosa i odpalił, zaraz podając ognia Louisowi. Ten szybko zapalił i ją oddał.
- Powiedz mi stary jaki ty jesteś na prawdę - poprosił Ben i wypuścił powoli z ust dym. Może i źle robił, że walił prosto z mostu, ale nie przywykł do owijania w bawełnę. Jednak nadał słowom charakterystycznego dla siebie ciepła.
- Aha, lecę, pędzę, zapierdalam - wypuścił przy tych słowach dym w powietrze - nie za wcześnie na takie wyznania? W sumie ja się nie znam, ale daj sobie spokój - nie miał zamiaru być miły. Tym bardziej nie miał zamiaru teraz się spowiadać i mówić, jak było naprawdę. Duża część tych plotek jest prawdziwa, chociaż... Nie słyszał jeszcze wszystkiego, może dowiedziałby się czegoś ciekawego na swój temat.
Ben, usłyszawszy jego słowa, zaczął się śmiać tak bardzo, że się zakrztusił. Zaraz jednak nadrobił, ale jak tylko się spojrzał na Louisa to ponownie prychnął. Tym razem odbyło się bez marnowania nikotyny.
- Doprawdy... Jeszcze mnie nie dźgnąłeś ani nie okradłeś, więc na chuj mam dawać sobie spokój? Przestań zgrywać chojraka, fajki lepiej smakują w towarzystwie - stwierdził i strzepnął popiół na ziemię.
- Ej no, nie dźgam ludzi - prychnął takim głosem, że ciężko było określić czy naprawdę się nie gniewa. - Chociaż wiesz... Sprawdź, nie jestem pewien, czy masz portfel na miejscu - uśmiechnął się nieco wrednie pod nosem. Jasne, że tego nie zrobił, chociaż kiedyś faktycznie bez problemu by coś ukradł, to jednak NIGDY nie dźgnął nikogo nożem. Tylko typowe bójki, bez używania takich rzeczy, jak noże. Po coś bozia rączki dała.
Zaraz ponownie zaciągnął się papierosem. Nie zwracał uwagi na popiół, sam zaraz spadnie... No właśnie spadł.
Ben się wyszczerzył w odpowiedzi, obmacał po kieszeniach i udał przerażenie. Obie ręce położył na policzkach omal nie wydłubując sobie filtrem oka.
- O nie... Okradłeś mnie... Pójdę zaraz do klasy i powiem jakiś ty niedobry- tak. Głos wykastrowanego chłoptasia i te sprawy. Pokręcił głową i poprawił dłonią włosy by zaraz spojrzeć ile mu jeszcze zostało fajka. Zaciągnął się i oblizał usta uśmiechając się lekko.
- Och nie - w sumie Louis skomentował to tym samym tonem, przykładając przy tym dłoń do ust. Zaraz jednak się ogarnął. - Jakby mnie to interesowało - Dodał niskim, obojętnym głosem. On chyba nie umiał podtrzymać miłego klimatu rozmowy. Oparł się o ścianę za sobą i dalej palił, wpatrując się co i raz w fajka, to w ziemię, to gdzieś przed siebie. Nic konkretnego, gdzieś trzeba podziać wzrok. Z kolei jego rozmówca cmoknął pod nosem i skończył palić papierosa. Aspołeczna istota. Tyle mógł stwierdzić po tych kilku chwilach. Wyrzucił szluga i zdeptał. Ben już skończył, a Louis miał jeszcze trochę. No widać, chłopak nie trenował szybkiego jarania przed szkołą. Mieli jeszcze parę minut. Ben wyjął z kieszeni gumy do żucia i wrzucił sobie dwie do ust. Chłopak nie miał zamiaru zostawić zaproszonego gościa samego, dlatego zaczekał. Louis się nie śpieszył, on po prostu miał w nosie to, czy się spóźni, czy nie. Chciał skończyć palić i w końcu skończył. Zgasił papierosa na podeszwie buta i rzucił go gdzieś na bok. Schował ręce w kieszeniach, wcześniej jeszcze zerkając na telefon.
- Za dwie minuty dzwonek... - Mruknął i nie pytając, czy idzie, czy nie, po prostu ruszył w stronę wejścia do szkoły. Nie, nie bał się, że daje od niego fajkami, przecież to liceum. Ben zaśmiał się pod nosem z powodu znanego tylko sobie i ruszył za nim do szkoły. Siadał obok niego na każdej lekcji napastując go swoja obecnością. Zadawał mu pytania, ale ogólnie to dużo mówił. Omijał tematy rodziny i kradzieży. Bardziej rozwodził się o pasjach. Cały czas utrzymywał ten ciepły ton, który u większości jest zarezerwowany dla najbliższych. Nawet się z nim podzielił jedzeniem. Chociaż wiedział, że gdyby Louis chciał, to jadłby kanapkę. Ale Ben chciał go zmusić do rozmowy i wynurzenia nosa z tej jego strefy komfortu. Louis czuł się z tym w cholerę dziwnie i niezręcznie.
W końcu lekcje dobiegły końca, mógł wrócić do domu, mógł odpocząć w ciszy i spokoju. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, pospiesznie wyszedł ze szkoły. Po prostu chciał zwiać do domu, to było łatwiejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz