14 lip 2016

[Efekt Motyla] Rozdział 5 - To dopiero początek

Wampir szybko zauważył, że kontrola nerwów nie jest mocna stroną łowcy, dlatego wkurwianie go stało się jednym z jego ulubionych zajęć. Robił to, gdy tylko miał okazje. I bawił się przy tym naprawdę dobrze. Patrzenie jak Andrea chce go zabić na miejscu, ale nie może. Doprawdy... cudowne uczucie.
Właśnie na takiej codziennej sielance minął ponad tydzień od pamiętnego zdarzenia za halą. Andrea z przyjemnością zauważył, że miotacz ognia wampira piromana powoli traci swoją niszczycielską siłę. Niestety pomimo namiętnych poszukiwań nigdy nie mógł złapać azjaty na mieście by go porządnie spacyfikować. W szkole syczeli na siebie jak dwie żmije i wymieniali się wrednymi uwagami, które nakręcały co raz bardziej łowcę. Obiecał sobie, że zabije go... Zabije bardzo boleśnie... Będzie torturował, aż sam zacznie błagać o śmierć. Osiemnastoletni choleryk niezbyt dobrze znosił uszczypliwość wampira, nie mówiąc już o tym, że brak jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego z jego strony bardzo szybko doprowadził Andree do stanu kurwicy. Na szczęście, w przeciwieństwie do tego czarnowłosego demona, łowca myślał jakie mogą być przyszłe konsekwencje jego czynów i starał się trzymać swoje zabójcze instynkty w ryzach. Ale czara się przelała kiedy tego dnia zauważył u jednej z dziewczyn w klasie ugryzienie na szyi. Był to naprawdę zwykły dzień, no może wampirzy piroman był bardziej zadowolony niż zazwyczaj, ale Andrea nie chciał się zbytnio zgłębiać w psychice tej mendy. Gdy tylko zobaczył te ślady, to ścisnął mocniej w dłoni ołówek i przełknął ślinę, a wraz z nią wściekły krzyk, który wspinał mu się po gardle. Jego wzrok tylko poszybował od Christiana do blondynki i z powrotem. Zacisnął pięści i ledwo się powstrzymał przed wstaniem, i skręceniem wampirowi karku. Przez resztę lekcji tylko siedział w ławce i się wiercił. Nie potrafił wsłuchać się w głos nauczycielki, chociaż i tak wiedział, że wszystko sobie przeanalizuje w domu. W tamtej chwili myślał tylko o wyładowaniu swojej wściekłości na czymś, co będzie przypominać wampira, a najlepiej na nim samym. Chris musiał pić regularnie, zresztą, to żadna nowina, a że był leniwy, to po prostu pewnego dnia po lekcjach złapał jedna dziewczynę i swoją ulubioną taktyką upił z niej trochę krwi. Nawet nie mało, ale nie tyle, by ją zabić. Jakoś w tamtej chwili nie myślał, że dziewczyna będzie na tyle głupia, by chodzić z ugryzieniem na wierzchu. Myślał, że założy jaką arafatkę, chociaż do czasu zagojenia się rany. Mylił się, cholernie się mylił i miał okazję się o tym przekonać niedługo po dzwonku na przerwę. Chris pozwolił by tłum go wyciągnął na przestronny korytarz. Chciał zapalić, ale nie zostało mu to dane. Poczuł tylko jak ktoś go ciągnie, a że w stronę łazienki, to zrozumiał dopiero jak się w niej znalazł - wiadomo - utrzymanie równowagi to bardzo pochłaniające zajęcie. Uśmiechnął się krzywo kiedy dotarło do niego, kto jest sprawcą jego zmiany kierunku.
- Napiłeś się z niej - wycedził bez ogródek łowca gdy się okazało, że są sami. Zbliżył się do wampira, wyjmując w międzyczasie scyzoryk z kieszeni. Tak był poświęcony, co pijawka mogła wyczuć na odległość. Początkowo Christian chciał uciec, po prostu wyjść i jak najszybciej stanąć pośród ludzi, gdzie Andrea nic mu nie może zrobić.
Nie był byle robakiem, który ucieka. Był wampirem i posiadał swoją dumę, której nie schowa po prostu w kieszeń.
- Ta, ale żyje jak widzisz - odpowiedział. No przecież jej nie zabił. Dziewczyna jest cała i zdrowa.. No może bledsza i słabsza, ale to tylko do czasu, jej ciało niedługo odzyska utraconą krew. Scyzoryk w ręce Włocha wyjątkowo go zaniepokoił. Odruchowo zrobił wykrok w tył. Chłodny dreszcz na plecach zakomunikował mu, Ze chyba jednak powinien uciekać. Ostrze odbiło się w oczach łowcy, w których malował się czysty sadyzm. Można by się zastanowić, czy nieświadomie zakonnicy wychowali małego potwora, którego strach puścić między ludzi z nożem w dłoni... Albo oni wszyscy są tacy pojebani i Andrea jakoś szczególnie nie wyróżnia się z tłumu. Był drapieżnikiem, a ten krok w tył tylko pobudził zwierze jakie w nim drzemało.
Strach w oczach? Już? Jak nawet jeszcze się nie zbliżył na tyle by go pokroić. Może jednak trzeba było spierdalać póki był na to czas? A teraz już tego czasu nie ma. Andrea zrobił kolejny krok, a oczy błyszczały mu jeszcze bardziej. Wampir nie miał gdzie uciekać za nim była ściana. Andrea doskoczył do chłopaka, w pierwszej kolejności zatykając mu usta. Drugą rzeczą było ostrze na gardle i kolano, które skutecznie wepchnęło wampira do jednej z kabin. Łowca wszedł za nim i zamknął drzwi na zasuwkę. Szczerze? Pieprzył to, czy szczyl się wyrywał czy nie. Górował nad nim wzrostem, wagą i przeszkoleniem. Nawet jeżeli ten komarek go ugryzie, to łowca po prostu pozwoli by poświęcone ostrze ugryzło tego piromana. Nie, Andrea nie uciekał od bólu. Gdy go czuł stawał się jeszcze bardziej niebezpieczny, poza tym fascynował go. I ten zadawany jemu, jak i komuś innemu. Uwielbiał patrzeć jak krew cieknie z rany, a skóra rozsuwa się by pokazać skrywane pod sobą mięśnie i ścięgna. Nożem przejechał po skórze chłopaka i zatopił ostrze w karku by przejechać po plecach i dotrzeć do celu - prawej nerki, gdzie scyzoryk z łatwością wbił się w organ. Chris wtedy prawie krzyknął. Prawie, bo poza stęknięciem nie wydobyło się z jego ust nic więcej. Gdy Andrea wyciągał nóż z pleców chłopaka, a trzeba podkreślić, że robił to bardzo powoli, nachylił się nad jego uchem i szepnął wnet uwodzicielskim tonem.
- Mówiłem komarku... I po co to było? Aż tak bardzo chcesz skończyć jak ser szwajcarski? - No i się Chris doigrał. Nie ukrywał tego, że bolało jak skurwysyn. Starał się być silny, ale strach był prawie obezwładniający. Czuł jak adrenalina gotuje mu się w żyłach i pewnie dlatego nadal stał w pionie, podczas gdy Andrea malował na jego plecach krwawe szlaczki. Wampir patrzył ukosem w oczy wyższego od siebie chłopaka. No nie zacznie mu przecież tutaj piszczeć i błagać o litość. Jednak postanowił "ignorować" ból. Wraz z utratą krwi zaatakował go ogromny głód. Czuł nie tylko palenie w gardle, ale i ten charakterystyczny brak powietrza... Teoretycznie oddychał, ale brakowało mu hemoglobiny, więc wentylacja płuc na niewiele się zdawała. Wampir czuł jak łowca już się przymierza do zadania ostatniego ciosu. Skrzywił się. Co za chujowy sposób na śmierć. Przymknął oczy i nagle usłyszał kroki. Ten dźwięk był tak niespodziewany, że nawet łowca na chwilę zamarł. Chris wykorzystał chwilowy brak czujności Andrey. Zabrał jego rękę z ust i momentalnie zatopił kły w jego szyi. Nazwał go komarem... No to teraz ten komar go boleśnie upierdolił. Normalnie jak gryzł dziewczyny, bo to z nimi niestety miał przeważnie do czynienia, robił to delikatnie. Tym razem wbił się po same dziąsła i wręcz łapczywie wypijał jego krew. Nie myślał o tym wcześniej ani razu, jakoś nieszczególnie chciał gryźć akurat jego, ale teraz: a)sytuacja tego wymagała, potrzebował krwi na teraz
b)mała zemsta za dziurę w plecach.
Z reszta jebać dziurę, jebać, że boli... Będzie miał potem okazałą bliznę I to nie małą. Dziwka ciągnie się się od karku, aż do dołu pleców, gdzie nagle jest jeszcze większe wgłębienie. Andrea widział w oczach wampira głód, widział ból jaki się malował na jego twarzy. Ale chłopak mu zaimponował. Nie krzyknął, nie zaczął błagać. Andrea postanowił zabić go szybko i bezboleśnie, kiedy wampir zgotował sobie marny los. Wystarczyła chwila nieuwagi łowcy by Chris wgryzł mu się w szyje. Andrea syknął i znieruchomiał. Momentalnie zakręciło mu się w głowie, a nogi były jak z waty. Może to brzmieć komicznie, ale największą jego fobią było właśnie ugryzienie. Przez chwile zachłysnął się powietrzem. Jego krew, jak i on cały, zaszły zapachem i smakiem paniki, która szybko zamieniła się w wkurwienie. Wykorzystał fakt, że wampir był tak blisko i złapał go za krtań ściskając mocno. W końcu będzie musiała ta jebana pijawka puścić. Serce mu łomotało co raz szybciej, a krew z niego leciała dużym strumieniem, czuł jak robi się blady, a świat na chwilę zachwiał mu się przed oczami. Zacisnął mocniej palce czując jak coś mu chrupie w dłoni.
- Odczep się ty mały sukinsynie - wycedził przez zaciśnięte zęby. Nie da się opisać słowami tego, co w tej chwili czuł. Emocje szarpały nim, miał ochotę rozszarpać wampira. Christian puścił go, nie mając wyboru. Próbował jakoś oddychać, ale było to utrudnione. Walczył o oddech i nie... Nie próbował krzyczeć. Bo w sumie mógłby, ale obaj mieliby przesrane, do tego jak wytłumaczy ślady na szyi łowcy. Z resztą olać nawet to! Duma mu nie pozwalała. Nie krzyknie, nie pokaże, że jest słaby, nie ma mowy.
- Pierdol się... - Syknął. Spojrzał zaraz na krwawiąca szyję łowcy. Heh... akurat z tego był dumny. Odwdzięczył mu się pięknym za nadobne i bardzo dobrze! Chociaż coś czuł, że to nie będzie tak, że teraz podadzą sobie dłonie i powiedzą "skończmy się kłócić, przepraszam". Będzie tylko gorzej i to wampira bardzo fascynowało. Andrea złapał kilka gwałtownych oddechów, jakby właśnie wynurzył się z pod wody. Jego oczy ociekały żądzą mordu. Przez chwile nie wiadomo było czy łowca nie wgryzie się wampirowi w tętnice. Andrea oblizał usta i poczuł jak się trzęsie. Zamrugał, a żar chęci zemsty lekko osłabł. Ucisnął dłonią szyje i sapnął wściekły. Oczy jakby mu zaszły mgłą, popchnął wampira na ścianę. Mocno... Złapał jeszcze za jego włosy i zamachnął się na kafelki. Ciekawe co jest twardsze... Czaszka wampira, czy ściana? Niestety nie pękło ani jedno, ani drugie, ale wampir osunął się przymroczony. Andrea prychnął i wyszedł z łazienki chowając scyzoryk w kieszeni. Plecak miał zarzucony na ramię i nie przejmował się lekcjami. Cholernie kręciło mu się w głowie, a frustracja nie pozwala mu trzeźwo myśleć. Dotarcie do mieszkania zajęło mu więcej niż powinno. Ale w końcu się to udało.

***

Ten ktoś, kto wcześniej wszedł do łazienki, widocznie szybko wyszedł.
Christian leżał w tej kabinie dobre dwadzieścia minut. Niby ogarnął się już wcześniej, ale wyjątkowo nie miał siły wstać. Stanowczo musi napić się jeszcze od kogoś. Dzisiaj jeszcze pociągnie, ale jutro lub jeszcze tej nocy, kto wie co się stanie.
W końcu dźwignął się powoli. Rękoma odepchnął się od podłogi i wstał. Przestał już krwawić... Przynajmniej w większości. Założył plecak, sycząc z bólu. Wolał jednak nie świecić wielką, czerwoną plamą na plecach, jak i całą pociętą bluzką. Wyjął telefon i zadzwonił po szofera, który służył rodzinie więcej lat niż on sam żył.
- Przyjedź tu... Tak teraz... Pierdoli mnie, że nie masz czasu, przyjedź.... Świetnie, to czekam - warknął w słuchawkę.
Czarny samochód podjechał pod budynek w przeciągu dziesięciu minut. Chłopak od razu do niego wsiadł, tam padając na tylne siedzenia. Po prostu się na nich położył. Plecy bolały go zbyt mocno, by się o nie oparł bez kurwienia na całe miasto. Nie miał zamiaru odpowiadać na pytania starszego mężczyzny, który zrezygnowany po prostu zawiózł młodego wampira do domu. Chłopak od razu poszedł do łazienki, tam się rozebrał do naga i spojrzał w lustrze na swoje plecy. Zagoi się w przeciągu maksymalnie trzech dni będzie dobrze, ale jak tak przyglądał się nowej ranie, zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Taka dziwna mieszanka ekscytacji, strachu i złości... Bo wiedział...
Że to dopiero początek.